Archiwum miesiąca: marzec 2020

Fragment Opowieści Zarządcy

Drzwi po kryjomu otwiera od młyna
I z wolna cichcem wychodzić zaczyna,
Po czym na wszystkie rozgląda się strony,
Aż konia żaków widzi ucieszony.
Konik za młynem stoi u altany.
I tam nasz młynarz, gdzie koń przywiązany,
Idzie spokojnym i leciutkim krokiem.
A gdy się znajdzie już pod konia bokiem,
Uzdę odwiąże (niech koń ma swobodę!),
Po czym ku bagnom, tam gdzie klacze młode,
Idzie i gwiżdże: „fiu! fiu!” na konika.
A konik prędko na bagna pomyka.

Przyszedł z powrotem do młyna bez słowa
I póki mąka nie była gotowa,
Z żakami sobie miło spędzał chwile.
A gdy się mąki uzbierało tyle,
Że już do worków ją pakować trzeba,
Jan z młyna wyjdzie, i zakrzyknie: „Nieba!
Nasz kóń się zgubioł. Alan, rany boskie!
Cho no tu zara! Patrzaj, mamy troskie.
Koń dyrektora, gdzie też łon być może?”.
Jan w mig zapomniał i mąkę, i zboże,
Na nic nie patrzy i nic już nie liczy.
„A gdzie łon pognoł!”, na cały głos krzyczy.

Żona wyskoczy, jakby z nieba spadła,
I mówi: „Koń wasz pobiegł na mokradła
Do dzikich klaczy. Tego wina cała,
Kogo to ręką tak go uwiązała.
Mocniejsze by się przydało wiązanie”.

„Biada!”, Jan mówi. „Alan, Chryste Panie,
Miecz odłóż i ja swój odłożyć mogie.
Ja, Bóg wie, gibko mam jak sarna nogie.
Dwóm nam nie umknie, choby polazł w pole.
Czemuś nie zamknół ty kónia w stódole.
Co za pech, Boże, Alan, ty tępaku!”.

Obaj wybiegli, jakby do ataku,
Na te mokradła, Alan razem z Janem.
Gdy ich nie było, młynarz zgodnie z planem
Miarkę ich mąki zabrał i dał żonie,
„Placka mi upiecz z tego”, mówiąc do niej.
I dodał: „Myślę, że wiedzieli żacy,
Co ja im tutaj szykuję przy pracy,
A mimo tego zrobiłem ich w konia.
Niech sobie biegną na bagna czy błonia.
Tacy są mądrzy. Patrz, tam jeden leci.
A niech się bawią, wszak to jeszcze dzieci.
Łatwo go złapać nie będzie, dam głowę”.

A głupie żaki już bagien połowę
Zbiegali, wrzeszcząc: „Trzym! Stój! Bier od zadu!
Gwjizdej, a ja go sprowadza do ładu!”.
I tak go capnąć nie mogli do nocy,
Chociaż użyli wszystkich swoich mocy.
Jak już go mieli, ten im uciekł znowu.
Aż go złapali, kiedy wpadł do rowu.

Zmęczeni, mokrzy jak w deszczu zwierzaki,
Idą z powrotem dwa głupawe żaki.
„Biada”, Jan mówi, „żech je na tym świecie.
Byndo kpić sobie w łunjiwersytecie.
Ziarno skradzione. Głupkami bydemy
U dyrektora, mniendzy druhy swemy.
I to młynarza tego przeca wina!”.

Tak Jan biadolił, gdy wracał do młyna,
Bajarda ciągnąc za wędzidło w pysku.
A młynarz siedział sobie przy ognisku,
Bo noc nastała, więc rady nie było,
Wracać nie mogli. Poprosili miło
O nocleg oraz o przekąskę, za co
Z własnej kieszeni mu obaj zapłacą.