Archiwa tagu: chaucer

Fragment Opowieści Młynarza

„Idź precz!”, Alicja wrzaśnie. „Ty kretynie!
Jak Bóg mi świadkiem i święci uprzejmi,
Nie będziesz śpiewał tu: »Całuska dej mi!«.
Kocham innego i nawet jeżeli
Moja w tym wina, to — święci anieli —
Lepszy od ciebie on jest razy wiele.
Won mi, bo zaraz cię kamieniem zdzielę!
I do stu diabłów, daj mi spać spokojnie!”.
„Biada!”, Absalom wtedy powie. „Oj, nie
Taką niewdzięczną się miłość jawiła.
Daj mi całusa choć jednego, miła,
Przez miłość do mnie i miłość do Boga”.

„A pójdziesz wtedy, gdzie twa wiedzie droga?”,
Pyta Alicja, a Absalom na to:
„Tak, oczywiście!” i czeka pod chatą.
„To się przygotuj”, Alicja zawrzaśnie,
„Bo zaraz przyjdę, ubieram się właśnie”.
Mikołajowi zaś szepcze do ucha,
Że jeśli prośby jej teraz posłucha
I krótką chwilę milczeć się postara,
To się uśmieje wkrótce co niemiara.

A ten Absalom pada na kolana
I mówi: „Mój dziś tytuł wielce pana,
Bo więcej mi się po tym wnet dostanie
Łask twych, ptaszyno, i względów, kochanie!”.

Alicja okno otwiera szybciutko.
„No dawaj!”, mówi. „Tylko całuj krótko,
Żeby nas sąsiad żaden nie zobaczył”.

Absalom usta swe wytrzeć pierw raczył.
Noc była ciemna jak węgiel czy smoła.
Z okna sterczała sobie dupa goła.
Pech to czy szczęście, osądzicie sami,
Absalom dupę całował ustami,
I rozkoszował się przy tym niemało,
Aż nagle zdębiał, bo mu coś nie grało:
Wiedział, że bród to nie mają kobiety,
A szorstkie włosy tu poczuł, niestety.
„O fuj!”, zawoła. „Co zrobiłem właśnie?”.
„Hi, hi!”, ta zadrwi i okno zatrzaśnie.
Biedny Absalom, trochę mi go szkoda.

Wdzięczny Mikołaj krzyknął: „Broda, broda!
Na rany boskie, to idzie wzorowo”.

Prostak Absalom słyszał każde słowo
I przygryzając wargi swe ze złości,
Myślał: „Już ja wam porachuję kości”.

Kto czyści usta, wyciera nad ranem
Piaskiem i suknem, zrębkami i sianem,
Jeżeli nie jest to Absalom, który
„Biada mi, biada!”, powtarza raz wtóry.
„Choćbym miał oddać szatanowi duszę,
Przysięgam sobie, że się zemścić muszę.
Bardziej niż posiąść na własność to miasto,
Chcę się policzyć z tą szczwaną niewiastą.
A mogłem głowę zwrócić w drugą stronę”.
Płomienie uczuć miał już ugaszone,
Gdyż po tym, jak ją całował po dupie,
Miłosne harce zdały mu się głupie,
Bo już wyleczył się on z tej choroby
I ganił miłość na różne sposoby,
Płacząc jak dziecko, co dostało lanie.

Cicho do kuźni idzie i zastanie
Tam Gerwazego, tej kuźni kowala,
Co pługi robi, które lud zachwala.
Lemiesz nad ranem ostrzy i krój pługa,
Gdy pukanina rozlega się długa,
Bo tam Absalom leciutko uderza
W zamknięte przed nim tęgie kuźnidźwierza
I mówi: „Otwórz, Gerwazy, w tej chwili!”.
„Kto tam?”. „Absalom”. „Kto? O święci mili!
Czemuś tak wcześnie, na Chrystusa rany,
Wstał, Absalomie? Na co ja skazany!
Co ci dolega? Znów jakaś dziewczyna
W głowie ci mieszać, nie daj Bóg, zaczyna?
Wiesz dobrze, o czym tu mówię do ciebie.
O, na świętego Neota[1], co w niebie!”.

Cóż, Absaloma ani na ćwierć cala
Nie zbiły z tropu te słowa kowala.
Nie odrzekł jemu zatem nic łaskawie,
W ważniejszej przyszedł, niż ten myślał, sprawie.
„Mój przyjacielu”, mówi, „krój do pługa,
Co w palenisku się żarzy i mruga,
Pożyczyć chciałbym na chwilę od ciebie,
Bo jestem w takiej ja, widzisz, potrzebie;
Muszę coś zrobić, a jak tylko zrobię,
Ten krój do pługa zaraz zwrócę tobie”.
Gerwazy odrzekł: „Jasne! Choćby to to
Był worek srebra albo jakie złoto,
Dałbym ci przecież. Powiedz mi jedynie,
Jakie zamiary masz w swej łepetynie?”.
„Tym się nie przejmuj teraz, jutro bowiem”,
RzeczeAbsalom, „wszystko ci opowiem”.
Wziął krój, chwytając za skraj zimnej stali
I ku drzwiom ruszył z miejsca, w którym stali;
Aż się zatrzymał pod ścianą chałupy,
Gdzie był smakował całowania dupy.
Najpierw odchrząknął i pod oknem stanął,
Po czym zastukał, tak jak stukał rano.
„Już ja ci, ptaszku”, myśli, „poświergotam”.

Alicja wtedy na głos krzyknie: „Kto tam
Tak puka znowu? Pewnie złodziej może”.

  1. Św. Neot — święty anglosaski, patron ryb.

Fragment Prologu Ogólnego

Była też Pani spod Bath, już niemłoda,
Trochę przygłucha niestety, a szkoda.
Kiedy co szyła, taką miała wprawę,
Że nie masz lepszej od Ypres po Gandawę[1].
Żadna kobieta chyba nie jest w stanie
Przed nią pośpieszyć na ofiarowanie,
Bo jeśli taką zobaczy w parafii,
To jej ze złości mało szlag nie trafi.
Chust delikatnych miała chyba z tysiąc.
Dziesięć ważyły funtów, mógłbym przysiąc,
Te, co w niedziele wkładała na głowę.
Obuwie miała miękkie, całkiem nowe.
Nogi w pończochy szkarłatne wtulone,
A lico śmiałe, jasne i czerwone.
Zacna kobieta zaprawdę i miła.
Pięciu w swym życiu mężów poślubiła,
Nie licząc mężczyzn, co miała za młodu.
Nie czas takiego tu jednak wywodu.

Rozliczne w życiu pokonała rzeki,
Niejeden kraj też zwiedziła daleki.
Wszak w swoim czasie bywała i w Rzymie,
Po trzykroć była też w Jerozolimie.
I w galicyjskim Santiago[2], w Bolonii,
Bywała także nawet i w Kolonii[3].

Niejedną życia więc poznała stronę;
Zęby szeroko miała rozstawione,
Nie da się ukryć[4]. Lekko, bez wysiłku
Na inochodźcu[5] siedziała na tyłku.
Schludną podwikę i kapelusz duży
Jak puklerz jaki miała w tej podróży.
W biodrach szeroka, mówiąc między nami,
Które skrywała pod nogawicami,
Co osłaniały przed zimnem jej nogi.
Przy obu piętach zaś ostre ostrogi.
Wśród towarzystwa swobodnie się czuła,
Bo z niej chichotka była i gaduła.
Pewnie remedium też na miłość znała,
Nie obca bowiem jej ta sztuka cała.

  1. Ypres i Gandawa — ówcześnie wielkie ośrodki włókiennicze w Niderlandach.

  2. Santiago de Compostela w Galicji w północno-zachodniej Hiszpanii — miejsce spoczynku św. Jakuba Apostoła

  3. Podobno w Kolonii przechowywano szczątki Trzech Króli. Zob. Skeat, Notes to the Canterbury Tales…, s. 44.

  4. Szeroko rozstawione zęby były prawdopodobnie zwiastunem szczęścia:

     — Co za szczęśliwa dziewczyna! — zauważyłem pewnego dnia, zwracając się do młodej kobiety.
     — Tak mi mówiono, gdy byłam w szkole.
     — Dlaczego?
     — Bo miałam szeroko rozstawione zęby, a to nieomylny znak, że pisane mi są szczęście i podróże.

    Zob. A.D., „Teeth wide apart a Sign of Good Luck”, Notes and Queries, ser. 1, t. 6, nr 140, 1852, s. 601.

  5. Koń poruszający się inochodem, czyli takim chodem, w którym końskie nogi z każdej strony stawiane są na gruncie niemal jednocześnie. Koń taki wygodny jest do długich podróży. Zob. Anna Kilian, Co Wikingowie koniom zrobili, Nauka online, http://naukaonline.pan.pl/index.php/news/item/4144-co-wikingowie-koniom-zrobili.